czwartek, 3 października 2013

JazzW staje za kamerą

Postanowiłem nakręcić film dokumentalny. 

Nie jest to pierwsze podejście, a właściwie nie będzie to pierwszy dokument jaki wyszedł przy współpracy mojego ramienia. Ale o tym na końcu.
Na razie wiem tyle, że dokument będzie obrazem jednego dnia z życia mieszkańców Warszawy. Zacznie się wieczorem, przed snem i zakończy dnia następnego.
Warszawa to miasto w którym mieszkam, to miasto które kiedyś bardzo lubiłem, miasto jeszcze wciąż magicznych miejsc, jednak coraz bardziej niszczące swoją historię wspaniałych zakamarków, kapitalnych chwil, ludzi.
I dlatego, by trochę zachować moje wspomnienia, film częściowo będzie czarno-biały.
Najważniejsze to miasto, ludzie i muzyka. Uczciwie się przyznam, że muzyka jest o ten szczebelek wyżej od filmu w moich zainteresowaniach.
Utwory jakie się pojawią, mają dokładnie pasować do sytuacji, ich treść ma być związana z obrazem na klatkach. Ale czy to się uda? To trudna praca, zważywszy na pomysł piosenek z lat 60-tych, po angielsku.
Chciałbym, aby w filmie pojawili się moi przyjaciele, ci sami którzy w 1992 roku gościli na naszym wspólnym obrazie, którzy wtedy byli współautorami. Bo i uczestniczyli, i zajęli się montażem wykorzystując dostępne urządzenia, trochę kręcili i jak wszyscy dawali pomysły.
Ale tylko jako postaci drugoplanowe. Reszta to zwykli mieszkańcy.

Na pewno będzie scena wieczorna, przed snem.
Zdecydowanie pojawi się, rankiem, przedszkole i mamy odprowadzające swoje pociechy.
Będzie Praga i Grochów. Okolice Teatru Ateneum, Stawy Kacze w Parku Skaryszewskim, Blikle na Nowym Świecie.
Ambasada Szwajcarii, koniecznie tyły Nowego Światu. Taka piękna, znana ulica, ale to co ukrywa na zapleczu to po prostu rarytasik.
Będzie dworzec, pociągi, może i kasztany, zielone akacje?
Dotrę do składu węgla na Pradze Południe. Również nasypy przy Wschodniej, od strony Centrum. Dawne kino 'Iluzjon', i jakiś klub ( jest taki, gdzie rozbrzmiewa muza dawnych lat).
Pokażę miejsce, które opisywałem, które we śnie pojawiało się przez lata.
Pomysłów jest wiele, miejsc sporo, wybór nie będzie łatwy.

Myślę, że z niewielką pomocą przyjaciół wszystko się zakończy udanie.
A może ktoś coś podpowie?

Mój przyjaciel, najbliższy memu sercu, Piotr, wiele lat temu, brał ślub.
Postanowiliśmy uczcić to nagraniem filmowym. Pomysł przerodził się w wielką zabawę, wyzwanie, doświadczenie. Oprócz samej uroczystości, początkowo pojawiły się 'wstawki' muzyczne. Następnie ujęcia z Warszawy. Sceny z naszym udziałem. Pojechaliśmy na Pragę i tam nagrywaliśmy. Po kolejnych pomysłach, koniecznym okazało się odwiedzenie ogrodu zoologicznego. Małpy były niezbędne do kolejnych scen.
Ze starym samochodem i świecącymi butami, Paweł przerodził się w gangstera z lat 50-tych.
A wielką kamerą wzbudzaliśmy zainteresowanie na ulicach miasta, w tramwajach, przed kinem 'Muranów'. Ludzie myśleli, że to ekipa filmowa, która kręci film fabularny czy serial.

Niestety...
Film zaginął...
Albo prawdopodobnie zaginął... Albo nie będziemy mogli go obejrzeć więcej...

Bo to była … no, zła kobieta była...
Dziś jest już druga, szczęśliwy związek, wspaniałe chwile.
Wtedy, po kilku latach, pewnego dnia, w domu okazało się, że brakuje wielu rzeczy. Pozabierała to co uważała że jest jej, a to co nie, też z tragarzami wyniosła. Mieszkanie zrobiło się prawie puste po powrocie z pracy.
Kaseta z nagraniem też poszła w …

Po rozwodzie, chciałem odzyskać film, argumentując nieporadnie, że to ja go nakręciłem.
Ale że był prezentem wspólnym, pomysł okazał się słabą kartą przetargową. Nie zrobiłem kopii niestety.
Przyjaciel poprosił mnie bym nie reagował, nic na siłę, bym nie robił żadnych awantur.
Machnął ręką, ale to machniecie było z pewnością formą ustąpienia niźli poddania się.

Widuję jego byłą co jakiś czas. Mieszka niedaleko ode mnie.

Zapewne nie wszystko pamiętam z tego co było 20 lat temu. Młode chłopaczki i kamera i film.
Chętnie bym sobie przypomniał, a kierunek odzyskania okazuje się być tylko jeden. Niestety...

Scenka przy przedszkolu - ciśnie mi się ten kawałek. Pamiętam jak ja się witałem, jak zauważyłem znajomą koleżankę, którą odprowadzała jej mama:

Scena w klubie wieczorem to natomiast 'Hit the Road Jack' ( tekst pasuje do czegoś innego, ale co tam).
W sumie to przecież muzyka. O wiele bardziej interesuje mnie to co się dzieje w klubie, na parkiecie, przy stolikach. Rozumiem, że to fragment filmu fabularnego. Ale wcale tak nie musiało być. Posłużę się tym nagraniem dla ukazania mojego spojrzenia.
Pierwsza scena jak najbardziej poprawna. Z daleka widok na scenę, na tańczące pary. Niestety obraz jest daleko w przodzie. Widać, że przy początkowych dźwiękach muzyki, chór już śpiewa.

Najlepszym aktorem tych 2 minut, jest czarnoskóra dziewczyna, w okularach i białych rękawiczkach. Pojawia się na początku w ułamku sekundy, a na dłużej, przez 3 sekundy pomiędzy 1:21 a 1:23.
Aż się prosi by zatrzymać ją w kadrze na dłużej. Jest śliczna, porusza się kapitalnie w rytm muzyki. Bawi się fenomenalnie. Najlepsze co jest dla mnie w tych 2 minutach, cudowna radość tańca.
I gdybym ja kręcił, to właśnie goście klubu byliby pierwszoplanowymi postaciami.

W dokumencie nie interesowałoby mnie pokazywanie chóru i piosenkarza. Wiem że film to cały Ray Charles. Jego twórczość. Mnie chodzi o coś innego.
Świetny jest kolejny tancerz, w białym smokingu. Tańczy rewelacyjnie – pierwsze sekundy nagrania i dalej o 0:28. Dwie pary, on z partnerką po prawo.
Kolejna para, to ta w kilku scenach z pierwszego planu, zwłaszcza kobieta, dobrze prowadzona przez partnera.
Za mało kamery na śpiewających i ruszających się przy stolikach, za balustradą.
Kelnerów widać z daleka, ale jakże ciekawy to byłby pomysł, gdyby w rytm muzyki wkomponowac ich, poruszających się wśród tańczących i gibających się przy stolikach.
Dziewczyny na środku parkietu, z białymi chusteczkami. To kwintesencja tańca, punkt dla mnie szczególny. Wyobrażam sobie, że większość klubowiczów bawi się świetnie i sama rozkręca nie tyle do muzyki ile do liderów tańca i zabawy, a te dziewczyny takimi są.
Pomysł z kręceniem sali zza chóru i zespołu do naśladowania.

Aż chce się dać zbliżenie na perkusistę a zwłaszcza na kontrabasistę, w chwili 1:01 gdy Ray śpiewa: „Now baby, listen baby, don't ya (u) treat me this a-way; 'cos (cause) I'll be back on my feet some day”.



5 komentarzy:

  1. Gdy jestem w Warszawie najbardziej lubię spacerować ulicami Starego Mokotowa, szczególnie w okolicy Narbutta. Przypomina mi miejską przestrzeń, gdzie dorastałam.
    Ciekawy pomysł, JazzW. Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ulica Narbutta była dla mnie ważnym miejscem na mapie Warszawy. Spędzałem tam mnóstwo czasu jako nastolatek. Okolice i moi przyjaciele - niezapomniane chwile. Później 'gangster w butach' pracował przy tej ulicy a dziś, po wielu latach tułaczki mieści się tam ... Iluzjon Filmoteki Narodowej.
    Dzięki za przypomnienie i podpowiedź. Niby film, a zapomniałem czy też nie pomyślałem wczoraj o miejscu gdzie wszystko się zaczęło; w chwili pierwszego seansu w ogóle, w kinie "Iluzjon", w dawnym miejscu na Wspólnej.
    Trzymaj te kciuki i uśmiechaj się tak jak wczoraj (zauważyłem :))
    Ot, wesoło jej było, się uśmiała dwa razy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wrzucisz ten film na bloga? Czekam z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście, że tak. Ale to nie takie proste, dużo pracy z muzyką. I jeszcze wiosna, trzeba poczekać na kręcenie. Na pewno pojawi się w przyszłym roku.
    P.S. a myślałem, że spytasz o... małpy, ha ha ha

    OdpowiedzUsuń
  5. Małpy mnie jakoś nie zdziwiły :D Wydały mi się wręcz naturalnie niezbędne :D

    OdpowiedzUsuń