Trzeci
w kolejce w kiosku.
Sprzedawczynie
zawsze coś oferują dodatkowego. O.K. - rozumiem.
Do
pani pierwszej - „może jeszcze zapalniczka i 'ViVa!'?”
Do
drugiej – „a może 'Gala'? Jest najnowsze wydanie”.
Ciekawe
co mnie zaproponuje i co śmiesznego odpowiem...
Podchodzę
– może zapalniczka i... spojrzała... „Polityka”? Odechciało
mi się.
Psze
panią / pani / panienko / panico / dziewico- „Polityka” to
nigdy.
Gdyby
mi pani zaproponowała „Forum” - to tak!
A
poza tym to program TV.
A
w programie znalazłem dwa słowa, których znaczeń wcześniej nie
znałem.
No
proszę, człowiek uczy się całe życie. Są wyrazy trudne,
nieznane, w ogóle mało używane.
Rayon
/ rajon mi chyba przeleciało przez łeb wcześniej, ale doprawdy to
za trudne dla mnie.
Jednak
już zupełna porażka nastąpiła przy słowie „dropiaty”. I ja
to nie wiem, czy to wstyd czy nie? No kurde.
I
chodziło o konia w opisie filmu.
To
ja może napiszę o slangu niedługo, bo się noszę z tym zamiarem
od wielu miesięcy.
Kurde,
ale dropiaty...???
Poddaję
się.
„Nie
kąpiesz się dla mnie w pieszczocie pian”
„Idziemy
z gnatem po prośbie. To nie dolina ani klawisz, to gruba bara. Jak
nie wystawimy i będzie obciach, dostanę dokoła macieju. O mnie
kuma każdy śledź.”
Ale zapalniczkę wziąłeś? :)
OdpowiedzUsuńNo nie, miałem jeszcze.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń