sobota, 22 czerwca 2013

Uczę się polskiego

Trzeci w kolejce w kiosku.
Sprzedawczynie zawsze coś oferują dodatkowego. O.K. - rozumiem.
Do pani pierwszej - „może jeszcze zapalniczka i 'ViVa!'?”
Do drugiej – „a może 'Gala'? Jest najnowsze wydanie”.
Ciekawe co mnie zaproponuje i co śmiesznego odpowiem...
Podchodzę – może zapalniczka i... spojrzała... „Polityka”? Odechciało mi się.

Psze panią / pani / panienko / panico / dziewico- „Polityka” to nigdy.
Gdyby mi pani zaproponowała „Forum” - to tak!

A poza tym to program TV.
A w programie znalazłem dwa słowa, których znaczeń wcześniej nie znałem.
No proszę, człowiek uczy się całe życie. Są wyrazy trudne, nieznane, w ogóle mało używane.
Rayon / rajon mi chyba przeleciało przez łeb wcześniej, ale doprawdy to za trudne dla mnie.
Jednak już zupełna porażka nastąpiła przy słowie „dropiaty”. I ja to nie wiem, czy to wstyd czy nie? No kurde.
I chodziło o konia w opisie filmu.

To ja może napiszę o slangu niedługo, bo się noszę z tym zamiarem od wielu miesięcy.

Kurde, ale dropiaty...???
Poddaję się.

Nie kąpiesz się dla mnie w pieszczocie pian”

Idziemy z gnatem po prośbie. To nie dolina ani klawisz, to gruba bara. Jak nie wystawimy i będzie obciach, dostanę dokoła macieju. O mnie kuma każdy śledź.”

3 komentarze: