Gdybym
był zakochany po uszy, zapewne to nagranie by brzmiało wokoło.
I
byłoby tak cudnie... jak u Jane Monheit. Bo myślałem, że w jej
wykonaniu „Besame mucho” wibruje najładniej.
I
po kilku minutach szukania nieznanego, pojawił się prawdziwy
rodzynek kompozycji Meksykanina Consuelo Velazqueza.
To
nasz Chór Kameralny Uniwersytetu im. Adam Mickiewicza w Poznaniu.
I
jak oni to zaśpiewali, jakież wspaniałe dźwięki!
Ha!
No i nie wiem...
Tak
pięknie po chwili się rozkręcili, że...oj tak:)
Mnie dziś od rana w żyłach dźwięczy fado.
OdpowiedzUsuńJazz, słuchałeś nowej starej płyty Jazzpospolitej?
Chór śpiewa przepięknie. Czysto, tak pięknymi głosami, że aż miło. Ale seksu w tym za grosz...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFado niestety mało, chociaż przepiękne uliczki portugalskie dają niesamowity urok przy dźwiękach tejże muzyki. Przyznam, że w Irlandii mój kolega, Portugalczyk Joao, prezentował mi wielokrotnie muzykę swojego kraju. Doceniałem jego wysiłki i upór w chęci przedstawienia muzycznych skarbów Portugalii.
OdpowiedzUsuńA chór faktycznie śpiewa cudnie. Może seksu i za grosz, ale mam w pamięci inne wykonania, jak również opowieści moich rodziców o tym utworze z końca lat 60-tych:)
Jazzpospolitą muszę nadrobić. Może i nawet wieczorem. Słucham teraz mocarza jazzu - Wesa Montgomery'ego.
OdpowiedzUsuńJazzW, właśnie słucham "There's that rainy day". Co za gitara!!! :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Akordy łapie tak swobodnie, a samym kciukiem uderza w struny. Jest świetny.
OdpowiedzUsuń